piątek, 8 sierpnia 2025

10. Opowieść o cieście, które rośnie z miłości

 

  Piątek. Ten rodzaj dnia, który już sam w sobie pachnie spokojem. Nie śpieszy się jak poniedziałek i nie wymaga jak środa. Za oknem lato w rozkwicie. A w kuchni jagody w koszyczku. W dzieży zaczyn, który właśnie budzi się do życia, a ja czuję, że już sam jego zapach mnie koi.

  Puszek, jak zwykle, udaje, że go to nie interesuje. Ale nagle...plask!... Słyszę znajomy dźwięk lądujących na kuchennym blacie łapek. -Puszek, nie wolno!-mówię bardziej z przyzwyczajenia niż z nadziei na efekt. A on patrzy na mnie z miną 'przecież muszę pilnować, żeby ciasto nie uciekło'.

  Dziś piekę drożdżowe. Z jagodami, które farbują palce i język na fioletowo. I z maślaną kruszonką, która kruszy się na samą myśl o cieple piekarnika. Ciasto oddycha pod ściereczką. Rośnie powoli nie tylko dzięki drożdżom. Rośnie od ciepła dłoni, od uśmiechu w środku mnie, od zdania, które niedawno przeczytałam w książce Julii Child 'dom bez kota jest jak życie bez słońca'.

  Kiedy piekarnik w końcu wyda ten znajomy ping!, usiądziemy z kubkami kawy. Kuchnia będzie pachnieć latem i dobrym dniem, a kruszonka chrupać jak okruchy szczęścia.

  Puszek położy się na parapecie. Tam, gdzie najchętniej śni na jawie. Spojrzy przez okno w dal, jakby już wiedział, że gdzieś tam czeka na nas dom z ogrodem, z tarasem, z judaszowcami, girlandą świateł... I zawsze z kotem.

  Bo koty zawsze wiedzą wcześniej.


Najlepsze drożdżowe rośnie wtedy,

gdy ktoś przy nim mruczy.

/Puszek🐾 /


Wypowiedziane szeptem, zapisane puszkiem...

3 komentarze:

  1. Drozdzowe to nie moja bajka, zawsze wychodzil mi plaski nalesnik, chocbym nie wiem ile czarow mruczala i kocia obecnosc tez nie pomagala. Zaprzestalam wiec, bo co sie bede kopac z koniem, drozdzowe mnie nie lubi, choc ja je tak. Pieke zatem proszkowe, bo to mi zawsze wychodzi. I tyle.
    Twoje wyglada fantastycznie i pewnie tak smakuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak mówi ludowe przysłowie dobrej gospodyni ciasto samo w rękach rośnie...
    za to mieliśmy kiedyś kotkę, która lubiła sernik, makowiec i herbatniki, ale tylko z jednej firmy, pewnie zestaw przypraw był jakiś pasujący, bo inne ignorowała...
    z kolei kiedyś u mojej babci była perska kotka, która kradła ze stolnicy leniwe kluski świeżo przygotowywane do zagotowania, tak dla czystego sportu, bo ich nie jadła, tylko tak zgarniała pod siebie i udawała, że nie ma nic wspólnego ze śladami pustych miejsc na tej stolnicy posypanej mąką...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ mi narobiłaś smaku opowieścią o drożdżowym cieście i to jeszcze przypilnowanym przez Puszka. Mój Fobos jest tak leniwy, że to już odpada, ale pojeść serniczka, to tak, jak najbardziej. W sumie bardzo rzadko piekę i nie jest to drożdżówka, raczej proszkowe. Najlepiej jednak takie bez pieczenia :)
    Pozdrowienia dla Ciebie i obowiązkowego Puszka :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest jak okruszek zostawiony na ścieżce – prowadzi do spotkania. Napisz słowo, zdanie, myśl – miło mi będzie Cię tu "usłyszeć".