Sierpniowe przedpołudnie było bardzo ciepłe chociaż słońce co chwilę kryło się za chmurami. Wiatr rozwiewał nam włosy i delikatnie marszczył wody jeziora Van, które mieniły się różnymi odcieniami niebieskości, jakby rozpuściło się w nich niebo.
Płynęłyśmy łodzią w stronę pełnej legend i symboliki wyspy Akdamar. Tam, gdzie historia i mit splatają się ze sobą tak mocno, że trudno odróżnić jedno od drugiego. Na pokładzie częstowano nas czajem w małych, szklanych czarkach. Herbata była mocna i aromatyczna, a ja patrzyłam na odbijające się w wodzie chmury, płynące w tym samym rytmie, co my.
Wyspa Akdamar powoli wynurzyła się z fal i ukazała naszym oczom.
Ormiański kościół św. Krzyża z X wieku widać było z daleka. Złocisty piaskowiec, z którego go zbudowano lśnił w słońcu, kontrastując z błękitem jeziora i surowymi skałami.
Jego kamienne, rzeźbione fasady przedstawiały sceny biblijne, zwierzęta i motywy roślinne tak finezyjne, że wydawały się ożywać w słońcu.
W środku panował chłód i półmrok.
Ściany opowiadały historie o stworzeniu świata, o prorokach, o ludziach, którzy szukali Boga pośród kamieni i światła... Patrzyłyśmy na freski, które przetrwały tysiąc lat. Przedstawiały sceny z życia świętych, które miały w sobie coś niezwykle ludzkiego. Nie tylko wiarę, ale też emocje, ruch, życie.
Oglądałyśmy je w ciszy, każda po swojemu. Czasem milczenie mówi więcej niż słowa. Bo są miejsca, w których słowa przeszkadzają.
Później spacerowałyśmy po wyspie. Wiatr poruszał trawy, a jezioro mieniło się w słońcu, które wreszcie przebiło się przez chmury.
Między ciszą, a wiatrem usłyszałyśmy echo legendy o pięknej ormiańskiej księżniczce Tamar, która zakochała się w ubogim pasterzu z lądu.
Każdej nocy chłopak przepływał jezioro, kierując się światłem lampy, którą Tamar zapalała na brzegu. Ale ojciec dziewczyny odkrył ich sekret i pewnej burzowej nocy zgasił lampę. Młodzieniec utonął w wodach jeziora, wołając "ach, Tamar!". Może to tylko stara opowieść, a może echo prawdziwego uczucia, które wciąż unosi się nad wodą, a każda fala pamięta jego głos?
Kiedy odpływałyśmy, wyspę otaczała aura ciszy i melancholii. Unosiło się nad nią wspomnienie utraconego świata Armenii Wschodniej.
To była chwila między światem, który znamy, a tym, który czujemy. Taka, w której słychać własne myśli i bicie serca.
Czasem trzeba odpłynąć trochę dalej,
żeby zobaczyć jak piękne są brzegi naszego życia.
/Puszek 🐾/
Wypowiedziane szeptem, zapisane puszkiem...
*zdjęcia własne;














Kolejna piękna relacja ...
OdpowiedzUsuńDziękuję:-)
UsuńMorska bryza byla odczuwalna, wlasnie wrocilam z zakupow, nadzwigalam sie i spocilam, wiec z przyjemnoscia wystawilam twarz na ten powiew z Twojego wpisu.
OdpowiedzUsuńSkoro moje słowa zrobiły Ci za klimatyzację po zakupowej wyprawie, to ja już dziś nic więcej nie muszę;-)
UsuńArmenia - najstarszy chrześcijański kraj, kultura... Znalazłam mapę Armenii z ok. 1000 roku - jezioro Wan znajdowało się w samym środku państwa
OdpowiedzUsuńWspaniałe Królestwo o pięknej kulturze oraz pięknej i tragicznej historii.
UsuńRomantycznie i zajmująco, potrafisz pięknie opowiadać o każdym miejscu!
OdpowiedzUsuńStaram się jak najlepiej oddać atmosferę każdego miejsca, o którym piszę.
UsuńCzytając Twój post czułam się jakbym sama tam była :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę:-)
UsuńTen kościół jest zachwycający :)
OdpowiedzUsuńJest niezwykły, jak z innego świata...
UsuńPięknie opisałaś kolejne miejsce z Twoich podróży. Ściany w starych kościołach, ale nie tylko mają wiele do opowiedzenia. Legenda legendą, ale zawsze dodaje dodatkowego uroku temu miejscu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję:-) Bardzo lubię legendy związane z odwiedzanymi miejscami. Jeśli taką znam, to wplatam ją w notkę.
UsuńCieplutko pozdrawiam:-)
Dlaczego zawsze (lub prawie zawsze) znajdzie się ktoś, kto zgasi światło w najmniej oczekiwanym momencie?
OdpowiedzUsuńMoże po to, byśmy odnaleźli własny blask…?
UsuńPiękny przykład stylu romańskiego i... cudowna woda.
OdpowiedzUsuńI przepyszna herbata, a piszę to ja zagorzała kawomanka.
UsuńPiękne.
OdpowiedzUsuńCisza, pustka, spokój - jakże to inne od typowej turystyki.
UsuńWłaśnie ta cisza pozwala miejscu przemówić najpełniej.
„Są miejsca, w których słowa przeszkadzają” podobnie czułem w Machu Picchu
OdpowiedzUsuńUzmysłowiłaś mi ten fakt tym zdaniem. Dzięki.
Marek z E.
Nie ma za co:-) A ja marzę o podróży do Machu Picchu i... zazdroszczę Ci, że tam byłeś.
UsuńFoto molto belle!Olga dall'Italia
OdpowiedzUsuńGrazie.
UsuńWyspa i kościół przypominają o tragicznej historii ludu ormiańskiego na tym terenie. O tym też pewnie szumiał wiatr...
OdpowiedzUsuńSzumiał. Podobnie jak w Ani.
UsuńPiękna podróż, na pewno niezapomniana. Wspaniała relacja :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:-)
UsuńVan?... jezioro Van?... gdy nasze Puszki to usłyszały, to mruknęły zgodnie:
OdpowiedzUsuń- kwestia gustu, my wolimy, jak jest sucho...
p.jzns :)
Na to kot Van zamrugałby różnokolorowymi oczami i odmruknął:
Usuń– Sucho jest miłe… ale dopiero woda pokazuje, jak miękko potrafi nieść świat. Spróbujcie kiedyś zanurzyć w niej łapkę... obiecuję, że nie ugryzie;-)
Każda podróż wzbogaca wnętrze, zasiewa nowe myśli, budzi emocje, rozwija wrażliwość.Warto poznawać świat.
OdpowiedzUsuńKażda podróż zostawia ślad. Nie tylko w pamięci, ale i w sercu.
UsuńBeautiful photos! And the seagull made me smile. :)
OdpowiedzUsuńThank you! That seagull seemed to pose just for you:-)
Usuń