Mirabelka krzątała się w kuchni. Włosy przewiązała czerwoną wstążką, która ledwo trzymała jej rude loki w ryzach. Nuciła pod nosem coś o dzwoneczkach, ale brzmiało to bardziej jak kuszenie niż piosenka. Leon stał oparty o framugę.
-Na co się gapisz?-rzuciła niby żartem, ale jej usta drgnęły tak, że Leon miał ochotę złamać dla niej nie tylko tradycję.
-Na najpiękniejszy widok tych świąt-odpowiedział. -Cynamon, wanilia i ty. To nie może być przypadkowe zestawienie.
-Przyszedłeś pomóc czy flirtować?-uśmiechnęła się zalotnie.
-A czy to się wyklucza?-zapytał i ruszył w jej stronę.
W kuchni pachniało pomarańczą i napięciem. Takim, które można kroić nożem, ale lepiej rozładować ustami.
-Wiesz, że jutro wigilia?-zapytała głosem słodkim jak mus mirabelkowy.
-Wiem. Objął ją wpół i pocałunkiem zdjął mąkę z jej policzka.
-Jesteś nie do wytrzymania-szepnęła.
-I całe szczęście.
-Następnym razem upieczesz pierniczki.
-Tylko jeśli ty je ozdobisz.
Czasem święta wymykają się planom,
ale rozgrzewają to, co najważniejsze.
/Puszek🐾 /
Puszkiem zapisane, pikantnie podane...
*ilustracja AI;

Rzeczywiscie zapachnialo napieciem, a aromat rozniosl sie poza internet, wylecial z laptopa i zakrecil sie jak niewielka trabka powietrzna wokol mojego nosa. Po plecach przelecial mi dreszcz i poszlam do kuchni wachac wanilie w zastepstwie ;)
OdpowiedzUsuń