W spokojnym życiu Puszka zdarzają się momenty, które zapowiadają się dramatycznie. Nie wiadomo dokładnie kiedy nadejdą, ale gdy już nadchodzą to z siłą kociego tajfunu. Tak właśnie wygląda zwiastun Puszkowej dwójki.
Puszek budzi się i... włącza tryb turbo. Biega. Skacze. Wyskakuje na drapak, zeskakuje na stół, wskakuje na komodę. Bębni łapami w lustro, jak perkusista w trasie koncertowej.
A potem niczym torpeda wbija do kuwety. I zaczyna się kopanie tak zażarte, jakby chciał dokopać się do Australii. Żwirek leci wszędzie. Na płytki, na ściany, pod pralkę i zapewne też do piwnicy sąsiada. Zakręca się. Przysiada. Znowu kopie. I znowu przysiada. Aż wreszcie po licznych przymiarkach i zakusach jego mordka przybiera wyraz absolutnego skupienia. Oczy lekko przymknięte, spojrzenie wbite gdzieś w przestrzeń. Ciało napięte, jakby grał ostatnią nutę koncertu życia. Puszek odpływa do Królestwa Wielkiej Ulgi. Jest tylko on i jego wewnętrzne flow.
Kiedy akcja dobiegnie końca, Puszek podnosi się z gracją, a na jego pyszczku maluje się wyraźna ulga 'uff, to było naprawdę potrzebne'. I zaraz potem przechodzi do Wielkiego Zakopywania, jakby chciał przykryć nie tylko to, co zostawił, ale też całą duchową intensywność przeżycia. Wącha. Obraca się. Zagrzebuje. I znowu wącha. Jeszcze raz. Jeszcze dwa. Może dziesięć?
I kiedy myślę, że już wszystko skończone, on wyskakuje z kuwety jak katapultowany! To znak, że coś przykleiło mu się pod ogonem. Biega. Ucieka. Chowa się pod łóżkiem, pod stołem, pod ławą. A ja za nim z chusteczką w dłoni, jak pielęgniarka z oddziału ratunkowego.
'Puszek! Pusio! Puszeczek! Stój, pomogę ci!'
'Nie zbliżaj się! Bobek jest moją sprawą!'
I tak biegamy po mieszkaniu jak w slapstickowej komedii, aż wreszcie uda mi się go złapać, unieruchomić i usunąć wstydliwy problem. Puszek patrzy na mnie z wyrzutem 'czy ja cię prosiłem o pomoc?'
Po całym tym zamieszaniu, szalonej gonitwie i interwencji z chusteczką, Puszek siada na środku pokoju, jakby nic się nie stało. Nie ma bobka. Nie było pościgu. Wszelkie ślady usunięte. Nic się nie wydarzyło. Przyjmuje pozycję joggina i rozpoczyna toaletę. Powoli. Precyzyjnie. Rytualnie. Jakby oczyszczał nie tylko futro, ale i honor.
Czystość to stan umysłu.
/Puszek 🐾/
Puszkiem zapisane, lekko podane...
*zdjęcie własne;

Nawet o użytkowaniu kuwety umiesz napisać poemat. Chylę czoła!😄
OdpowiedzUsuńPosiadanie Puszka to wielka przygoda :)
OdpowiedzUsuńAle się uśmiałam :)))))
OdpowiedzUsuńMoje kotki też latają po wszystkim jak zwariowane, ale jako że są krótkowłose - nie mają problemów z przyklejaniem niechcianych rzeczy do futerka. xD Raz tylko, kiedy nasz wrażliwy pokarmowo syn dostał biegunki po jedzeniu, które okazało się nietrafione, musieliśmy umyć mu tyłek i portki w misce. :)
U mnie to raczej Toya czasem potrzebuje takiej pomocy, stanie rozkraczona na srodku drogi i ani kroku dalej, ino patrzy blagalnie, a ja szukam na gwalt listkow, zeby jej ulzyc. Z kotami nie mialam takich przejsc.
OdpowiedzUsuń