piątek, 25 lipca 2025

1. Z Puszkiem o książce: Julia Child, 'Moje życie we Francji'

 

  Są takie książki, które nie narzucają się, nie krzyczą tylko czekają cierpliwie, aż znajdziesz chwilę ciszy, by zajrzeć na ich stronice. 'Moje życie we Francji' Julii Child właśnie taka jest. Przyszła do mnie w dobrym momencie. Wtedy, gdy znów zapragnęłam poczuć pełen zachwytu smak codzienności.

  Julia była już w pełni dojrzałą kobietą, kiedy życie zaprosiło ją do tańca pełnego smaku, odkryć i odwagi. Nie była perfekcyjna, ale była prawdziwa. I to się czuje w każdej linijce. W każdym zdaniu. Miała upór, miała pasję, miała miłość do męża, do jedzenia, do świata. I właśnie z tych składników ugotowała swoje życie od nowa- na francuskiej ziemi, wśród zapachu czosnku, masła i lawendy.

  Ta opowieść nie jest typową biografią. To raczej list miłosny do gotowania, do Francji, do ludzi i do tego, co można jeszcze w sobie odkryć, gdy się nie poddajesz i pozwalasz sobie marzyć nawet po pięćdziesiątce.

  Czytałam i uśmiechałam się do siebie, bo w tych historiach było wszystko to, co tak cenię- codzienność uświęcona czułością, uważność na detale, prostota, która wcale nie jest prosta...

  Były też obrazy. Takie, które zostają pod powiekami. Paryż widziany z okna małej kuchni, targ z rybami pachnący morzem i świtem, długie kolacje przy świecach, gdzie jedzenie stawało się językiem miłości.

  I było jeszcze coś, co poruszyło mnie najmocniej- relacja Julii i Paula. Taka, o której nie pisze się często. Pełna szacunku, bliskości i wzajemnego wsparcia. Czuć było, że byli drużyną- taką, która nie potrzebuje fajerwerków, tylko wspólnego krojenia cebuli i kubka wina wieczorem.

  To książka dla tych, którzy lubią się zatrzymać. Dla tych, co szukają odwagi, by zacząć od nowa. I dla tych, co w gotowaniu widzą coś więcej niż przepis. Widzą rytuał, miłość, sztukę.

  Czytając widzimy tę iskrę w oku Julii, gdy opowiada, jak uczyła się gotować z francuskich książek kucharskich, nie rozumiejąc jeszcze połowy słów. A jednak się nie poddała. I to też było piękne. Ta jej uparta radość, dziecięca ciekawość i nieprzyzwoita wręcz wiara w smak.

  Zamknęłam książkę z uczuciem, że dostałam coś więcej niż historię. Dostałam przypomnienie, że życie nie musi być spektakularne, by było pełne. Wystarczy, że będzie smakować. Że będzie miało zapach masła na patelni, pierwszego łyku kawy, rozmowy przy stole. 

  I może o to właśnie chodzi. By żyć tak, jak Julia gotowała. Z miłością. Z pasją. Z duszą.

  Bon appétit!


To książka jak ciepłe masło na grzance:

delikatna, prawdziwa i pełna smaku życia.

/Puszek🐾 /

Puszkiem zapisane, lekko podane...

35 komentarzy:

  1. Potrafisz zachęcić do lektury. Świetna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Dziękuję, to bardzo miłe. Cieszę się, że recenzja zachęca do lektury.

      Usuń
  2. Przyznam, że Twoje słowa o tej pozycji książkowej stanowią dobrą zachętę, by sięgnąć po nią. Co prawda mam kilka w kolejce, ale zapisałam sobie autorkę i tytuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę. Zapisanie tytułu to już pierwszy krok do smakowitej lektury. Niech czeka cierpliwie w kolejce – warto.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  3. Nie każdy dzień potrzebuje fajerwerków. Niektóre po prostu chcą wiedzieć, czy wciąż jesteś… i wciąż wierzysz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te słowa… Cicho we mnie osiadły. I tak – wciąż jestem. I wciąż wierzę.

      Usuń
  4. Zachęcająca recenzja. Co prawda zupełnie nie jestem kuchenna (= gotuję, gdy muszę), ale polecana przez Ciebie książka jest nie tylko o gotowaniu, więc chyba sięgnę…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie dlatego warto po nią sięgnąć. Gotowanie to tylko pretekst – Julia opowiada też o pasji, odwadze i zaczynaniu od nowa. Po prostu o życiu. Myślę, że Ci się spodoba.

      Usuń
  5. Lubię taki książki pełne ciepła i pozytywnych uczuć. Myślę, że wspólne krojenie cebuli jest wspaniałą metaforą życia w parze, pracuje się razem, razem płacze, ale na koniec wychodzi z tego coś dobrego, też bym tak chciała, ale nie każdemu jest to dane. Ja mam taka ulubioną książkę "Extra Virgin" Annie Hawes, choć historia jest odmienna, ale wspaniale pokazuje zdarzenie z inną kulturą i jak można z tego czerpać pełnymi garściami. Ja i kotki pozdrawiamy z Ostródy! 🙂🐈‍⬛🐈‍⬛🐈

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za piękne i poruszające słowa. Lubię książki, które zostają z nami dłużej – może przez emocje, może przez klimat, a może dlatego, że coś w nas poruszają.
      Ściskam Was ciepło – Ciebie i kotki – prosto z Krakowa. Puszek też przesyła mruczące pozdrowienia!

      Usuń
  6. Myślę, że życie, w którym jest miejsce na pasję i podążanie za tą fascynacją to życie wartościowe i radosne. Dziękuję za polecenie. Przyjemnego weekendu.🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pasja naprawdę dodaje życiu blasku. Dziękuję i również życzę Ci dobrego, spokojnego weekendu🙂

      Usuń
  7. Bardzo zachęcająca recenzja. Z radością poszukam i przeczytam tę bliską i mnie książkę. Lubię jeść i lubię gotować dla bliskich i przyjaciół. Dla siebie samej, to chyba by mi sie zbyt często nie chciało poświęcać czasu na kuchnię. Póki mam dla kogo gotować, to i sama na tym korzystam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Julia na pewno by się z Tobą zgodziła – gotowanie dla bliskich to najczystsza forma miłości. Ta książka pachnie masłem, śmiechem i domem.

      Usuń
  8. Pięknie napisałaś, nie sposób teraz przestać o niej myśleć:-)
    Może wpadnie mi w ręce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że wpadnie Ci w ręce – i rozgości się w sercu na dłużej.

      Usuń
  9. Witaj jeszcze lipcowo
    Zachęciłaś mnie tą książką. Jestem bardzo kuchenna i książkowa. Już zapisuję książkę i autorkę do mojej kolejki. Kiedy ja to jednak wszystko przeczytam?
    Pozdrawiam letnim powiewem wiatru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się ogromnie, że Cię zachęciłam. A kiedy przeczytasz? Wtedy, gdy trzeba – książki mają dobrą intuicję.
      Pozdrawiam lipcowym wieczorem.

      Usuń
    2. Dziękuję za piękny komentarz u mnie. Czasem piszę takie opowieści o królu Słońce i jego czterech córkach. Jak masz ochotę, zapraszam do mojego archiwum.

      Usuń
    3. Dziękuję za podziękowanie i zaproszenie, Ismeno.
      Z przyjemnością zajrzę do Twojego archiwum.
      Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń
    4. Wszystko zaczęło się od https://szimena.blogspot.com/2018/03/pory-roku.html
      A potem pisałam od czasu do czasu o tym. Dodając jeszcze dwie pory roku: https://szimena.blogspot.com/2025/03/ona-czy-on-chyba-jednak-ono.html
      Oto kilka opowieści.
      https://szimena.blogspot.com/2021/01/ale-to-juz-byo-i-nie-wroci-wiecej.html
      https://szimena.blogspot.com/2023/09/jesienia-jesienia.html
      https://szimena.blogspot.com/2019/10/jesien-po-swiecie-chodzi.html
      https://szimena.blogspot.com/2024/11/zawoalowany-swiat.html
      https://szimena.blogspot.com/2024/03/przedwiosenne-mysli.html

      Usuń
  10. Ja wprawdzie nie jestem z tych "kuchennych", bo u mnie gotuje i piecze z wielką pasją mój szanowny małżonek, ale Twoja recenzja bardzo zachęca do sięgnięcia po tę pozycję. Zwłaszcza pobudziłaś moje ślinianki tym opisem mieszanki czosnku, masła i lawendy :) Zapachniało Prowansją i... miłością, a ta druga jest zawsze wskazana :)
    Pozdrawiam najserdeczniej jak się da.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę🙂 czyli to Twój małżonek króluje przy piekarniku! Szczęściara z Ciebie.
      Ta książka to nie jest książka kucharska tylko z życia wzięta – pachnie odwagą, masłem i czosnkiem. A miłość? Ta unosi się nad całością jak para znad rondelka.
      Dziękuję za ten smakowity komentarz i ściskam Cię serdecznie!

      Usuń
  11. " ugotowała swoje życie od nowa"- zachwycające!
    Piękna recenzja. Miłego weekendu, Pola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że to poczułaś.
      Uściski i pięknego weekendu dla Ciebie!

      Usuń
  12. Dziękuję za polecenie książki, będę miała na uwadze📙📖
    Serdeczności moc przesyłam💖😊🍀🌻

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech kiedyś Ci się dobrze czyta🙂
      Pozdrawiam Morgano🌸🧡🌹

      Usuń
  13. fakt, są takie książki, potrawy, kobiety, czy inne rozrywki, które lepiej smakują w odpowiedniej oprawie, miejscu i momencie... ale bywa też tak, że jakaś, w tym przypadku książka musi poczekać swoje w kolejce z przyczyn praktycznych... mam teraz taką, kupiłem zachęcony, przymierzam się do niej niczym pies do jeża bo jest gruba cegła i ciągle jakieś inne wciskają mi się bez kolejki...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książki, wino, kobiety… Wszystko smakuje lepiej, gdy przyjdzie ten właściwy moment. Grube 'cegły' mają to do siebie, że czasem trzeba się do nich przymierzyć jak do tajemniczej damy – z dystansem, ale i z ciekawością. Niech czeka, aż zaprosisz ją na wieczór z kieliszkiem dobrego wina. I wtedy – kto wie – może Cię oczaruje...

      Usuń
  14. No to będę musiała przeczytać tę książkę . Zachęciłaś mnie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że książka Ci się spodoba i zostawi po sobie dobre wspomnienie🙂

      Usuń
  15. Tak, jakże to niesamowicie ważne, żeby życie miało smak :) Dosłownie i w przenośni. Unikam cukru, słodyczy i przetworzonej żywności, jednak kiedy już odzyskałam apetyt w szpitalu, naszła mnie ogromna ochota na muffina z kawą! Opędzałam się od niego, jak mogłam, ale drań był wyjątkowo uparty, tak obsesyjnie za mną chodził, że wczoraj poległam na placu boju - wyciągnęłam formę na muffiny, cytryny, plus inne składniki i, z myślą o weekendzie, upiekłam całą tackę aromatycznych i żółciutkich muffinów. Jeszcze nie jadłam, bo przestrzegam postu przerywanego (co najmniej 16 godzin), ale już mi ślinka cieknie na myśl o nich ;) Czekam też na powrót Połówka z przeglądu samochodowego ;)

    Kolejna ważna rzecz, to właśnie to, by nie przestawać marzyć i snuć planów. Wczoraj Połówek wrócił z pracy później niż zwykle, żegnali w pracy dobrego kolegę. Pochodzi z Afryki, w ostatnich latach mieszkał w Irlandii, a teraz zamyka ten rozdział, wyrusza do ZEA, a w kolejnych planach już ma następny odległy zakątek świata - Japonię! Czyż to nie fascynujący człowiek? Podziwiam takich ludzi, którzy mają apetyt na życie i odwagę, by brać z tej swojej egzystencji to, co najlepsze.

    Mam nadzieję, że Twój apetyt na życie również nie wygaśnie przez najbliższych kilka dekad :) A książka oczywiście przypadła mi do gustu. Francja ma dla mnie sentymentalne znaczenie, mieszkałam tam kiedyś jako młode dziewczę, poznałam uroczych ludzi, dostałam od nich dużo ciepła, i nawet gotowałam ratatouille z najprawdziwszym Francuzem :)

    Ściskam Cię ciepło i serdecznie, apetycznego weekendu życzę :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muffiny z cytryną brzmią jak małe słońca na talerzu — rozumiem, że trudno im się oprzeć. Ja niestety muszę unikać słodyczy ze względu na chorobę, ale czytając Twój komentarz, czuję ten aromat i radość życia.
      Historia o Francji i ratatouille – po prostu piękna.
      Życzę Ci, żeby Twój apetyt na życie nigdy nie słabł, a każdy dzień przynosił powody do uśmiechu.
      Ściskam mocno i życzę Ci weekendu pełnego małych, słodkich chwil🙂

      Usuń
    2. Ja też unikam, bo to jednak nic dobrego, a w dodatku puste kalorie, ale ponieważ bardzo lubię piec, to czasem to robię dla frajdy. Nawet jeśli potem tego nie jem, tylko pakuję Połówkowi do pracy (mam tam swoich zwolenników, więc z przyjemnością dokarmiam tych ciasteczkowych potworów) ;)
      Weekend upływa zaskakująco WOLNO! Przeważnie czas przecieka mi jak woda przez palce, ale dziś... dziś jest jakiś wyjątkowy dzień, bo nie mam tego poczucia! Miałam czas na relaks (ogródek, interesująca lektura, gotowanie zupy ogórkowej), teraz już tylko zostało zrobienie ogórków małosolnych :) Słoiki już myją się w zmywarce, więc jesteśmy na ostatniej prostej :)
      Mam nadzieję, że Twoja sobota jest co najmniej tak samo fajna i miła jak moja! :)

      Usuń
    3. Świetna z Ciebie gospodyni i tak dobrze zorganizowana. Jestem pewna, że ogórki małosolne będą wyborne🙂

      Ja też bardzo lubię piec🙂 Ostatnio na imieniny zrobiłam „kryształka”, tego ze śmietanową pianką i galaretką. I chociaż unikam słodkości, pieczenie to dla mnie czysta frajda, a potem dzielenie się z innymi jeszcze większa🙂

      Zazdroszczę Ci tej soboty, bo u mnie minęła migiem! Może niedziela trochę się powlecze – zobaczymy 😉 Wybieramy się jutro z mężem na najlepsze lody w Krakowie i nie zamierzam sobie ich odmówić! Czasem trzeba celebrować małe przyjemności, prawda?

      Ściskam serdecznie i życzę Ci pięknej niedzieli!

      Usuń

Każdy komentarz jest jak okruszek zostawiony na ścieżce – prowadzi do spotkania. Napisz słowo, zdanie, myśl – miło mi będzie Cię tu "usłyszeć".