To nie jest dla mnie łatwy temat. Ale ważny. Czasem wraca w ciszy poranka, kiedy Puszek przeciąga się na dywanie, a kawa pachnie spokojem. Czasem pojawia się nagle. W rozmowie, w wiadomości o kimś, kto ma wznowę albo... odszedł. I wtedy- mimo woli- moje myśli wędrują do chwili, w której to wszystko się zaczęło. Do początku.
A zaczęło się przypadkiem. Zupełnie rutynowe badania. I zonk. Wystawiona karta DILO i szybko dodatkowe badania. Laparotomia i laparoskopia. Krótkie oczekiwanie na wynik z histopatologii. I diagnoza, która zmieniła wszystko. Chłoniak węzłowy strefy brzeżnej, stadium III a, do natychmiastowego leczenia. NMZL. Cztery litery, które nic mi nie mówiły, a które z czasem stały się częścią mnie. Jak cień, który nie znika chociaż słońce już zaszło.
Na początku był szok. Potem strach. I złość. A potem długa wędrówka, która rozpoczęła się dokładnie rok temu. Przez chemię, przez immunoterapię, przez osłabienie, przez ból. I przez własną duszę. Bo to właśnie moja dusza zachorowała najbardziej.
Ciało dostało leki. Wyniki się poprawiły. Ale ja się zmieniłam. Mam w sobie mgłę. Tę mózgową, o której tak trudno opowiedzieć, jeśli się jej nie doświadczyło. To tak, jakby ktoś przytłumił świat. Czasem myśli błądzą, słowa się plączą, a koncentracja ucieka przez palce. Do tego dochodzi neuropatia czyli uszkodzenie nerwów obwodowych. Spowodowała ją winkrystyna. Lek o poetyckiej nazwie, który z jednej strony mnie leczył, ale zostawił po sobie mrowienia, drętwienia i ból. Czasem delikatny, sączący się jak deszcz. Innym razem nagły, kłujący jak zadra w nerwach. I nawet jeśli się uśmiecham to pod spodem czai się pytanie: czy to już zdrowie, czy tylko jego cień?
Jestem inna. Ale to nie znaczy, że słabsza. Może bardziej wyciszona, może bardziej czuła... Bardziej świadoma i uważna. I wybieram życie. Takim, jakie jest. Czasem bolesne, czasem piękne do łez.
Wciąż piekę chleb. Śmieję się z Mężem. Mam przyjaciela z białym futrem. I wciąż marzę o domu z ogrodem, mając nadzieję, że zdążę w nim zamieszkać... I wtedy wracają pytania: jak żyć, gdy nie mam gwarancji? czy unikać wszystkiego, co może mi zaszkodzić? żyć pod kloszem? czy odpuścić i żyć 'normalnie', jakby nic się nie wydarzyło?
Poznałam ludzi, którzy podobnie jak ja, przeszli przez coś, co przewartościowało ich życie. Jedni trzymali się kurczowo zasad i zaleceń lekarzy. Tego, czego 'nie wolno', czego 'unikać', co 'zabronione', co 'niewskazane'... I mimo to choroba wróciła. Inni żyją tak, jakby nic się nie zmieniło, karmią się przyjemnościami i od lat są w remisji.
Czy to znaczy, że nic nie ma sensu? Że nasze wybory są obojętne? Nie. Ale to nie znaczy, że wybory dają gwarancję. One dają coś innego.
Dają poczucie wpływu.
I to jest bardzo ważne. Bo kiedy choroba wchodzi z butami w życie, bardzo wiele tracimy. Nie tylko zdrowie, ale i siebie, kontrolę, spokój i...poczucie wpływu właśnie. Dlatego dzisiaj wybieram inaczej. Nie kieruję się zakazami, ale pytaniami: czy to mnie wspiera? czy to jest dla mnie dobre? czy po tym czuję się lepiej? czy to jest decyzja z miłości do siebie czy z lęku?
Nie zrezygnowałam ze wszystkiego ale zmieniłam intencję. Bo życie jest tu i teraz. Kiedy piekę drożdżowe z kruszonką, piję drinka czy usiądę na chwilę w pełnym słońcu to nie z poczuciem winy, tylko z wdzięcznością.
To nie jest opowieść o zakazach. To nie jest też opowieść o 'rób co chcesz'. To opowieść o świadomym byciu tu. Z troską, ale bez obsesji. Z miłością, nie z lękiem. Nie żyję, czekając na wznowę. Żyję, by kochać to, co jest i to, co przyjdzie.
To oczywiste, że się boję. Ale nie pozwalam, by strach układał mi życie. Robię to ja. Z Mężem u boku, z kubkiem kawy w dłoni, z zapachem świeżego prania, z łapką Puszka na kolanie.
Nie komplikuj. Usiądź w słońcu. Zjedz ciasto.
Ktoś cię kocha i to wystarczy.
/Puszek 🐾/
Wypowiedziane szeptem, zapisane puszkiem...
*ilustracja AI;
*zdjęcia własne;



Mimo wszystko mnóstwo nadziei. Miłość uskrzydla. Zawsze.
OdpowiedzUsuńTak, miłość i nadzieja to najpiękniejsze skrzydła, jakie możemy mieć.
UsuńTak, za dużo czasami odkładamy. To samo powtarzamy z mężem, nie ma czasu na odkładanie, wyjęliśmy świąteczne sztućce do codziennego używania i staramy się, by każdy dzień miał sens, by był niemal świętem.
OdpowiedzUsuńNie komplikujmy, żyjmy tu i teraz:-)
UsuńTo piękne podejście. Codzienność zasługuje na odrobinę święta. W końcu życie toczy się właśnie teraz, a nie w odłożonych na później chwilach.
Doskonale rozumiem, że to nie był łatwy temat, tym bardziej dziękuję, że otworzyłaś się przed nami. To piękne i wzruszające świadectwo Twojej choroby. Dla wielu na pewno też pomocne, bo dzięki niemu, dzięki Tobie, wiedzą, że nie są w tym sami.
OdpowiedzUsuńZapewne marne to pocieszenie, ale nigdy nawet nie przyszło mi do głowy, że możesz zmagać się z mgłą mózgową – wręcz przeciwnie, zawsze podziwiłam Twoją zdolność wyrażania myśli i talent literacki. Byłam niemal pewna, że przychodzi Ci to naturalnie i z lekkością.
Chyba nie ma jednej, idealnej recepty dla wszystkich. Każdy sam musi wybrać swoją drogę. Dla jednych dobrym wyborem, który da im poczucie odzyskania kontroli nad swoim życiem, będzie właśnie to skrupulatne przestrzeganie zaleceń lekarzy, dla innych – wprost przeciwnie. Korzystanie z życia na maksa i niepozbawianie się przyjemności.
Wiesz, że życzę Ci jak najlepiej, ale gdybyś chwilowo o tym zapomniała, to wspomnę, że nadal trzymam kciuki za ten Twój wymarzony domek z ogródkiem :)
Kochana, dziękuję Ci za te słowa. Naprawdę wiele dla mnie znaczą. Masz rację, każdy musi odnaleźć swoją własną drogę, ja też wciąż się tego uczę. Ten blog powstał m.in. po to, żeby rozliczyć się z trudnymi sprawami w życiu. Moja choroba to jeden z nich i właśnie
Usuńpoczułam się gotowa, żeby o tym napisać. Na kolejne przyjdzie odpowiedni czas.
Marzenie o domu z ogrodem daje mi siłę i uśmiech, bo w końcu marzenia mają wielką moc. Na razie mam go na ilustracjach AI:-) i za każdym razem wygląda inaczej, podobnie jak ja.
Ściskam!
To co napisałaś jest po ludzku mądre i bardzo ważne. Takie słowa głośno i szczerze wypowiedziane czasem pomagają choć trochę oswoić problem, ale są też ważne dla tych których to nie dotyka bezpośrednio, bo uczą patrzeć na życie z odpowiedniej perspektywy. Tak jak napisałaś, chociaż może innymi słowami, lęk jest chorobą duszy, jeśli znajdziemy w sobie coś, co pozwala go zmniejszyć albo chwilowo o nim zapomnieć, dajemy szansę życiu. Jesteś bardzo odważną osobą, spotkało Cię coś trudnego do udźwignięcia, jednak myślę, że jest w Tobie moc, która pozwoli Ci przetrwać tę ciężką próbę, bo (pozwól. że zacytuję) Bóg jest w Tobie jako Ty. Przesyłam Ci moje najlepsze myśli i życzenia.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za te piękne słowa. One naprawdę otwierają serce. Masz rację, lęk potrafi przytłoczyć, ale znalezienie w sobie choć odrobiny spokoju daje życiu szansę. Staram się wciąż odnajdywać tę moc i wierzę, że krok po kroku dam radę. Twoje myśli są dla mnie wsparciem i ciepłem, które dociera prosto do serca. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńCzytam, ze umiesz piec drozdzowe z kruszonka, to jedyne ciasto, ktore zawsze wychodzi mi plaskie jak nalesnik, a probowalam niezliczonych przepisow. Zarzucilam wiec kolejne proby, nie mozna umiec wszystkiego.
OdpowiedzUsuńZ calej sily podziwiam ludzi, ktorzy umieja walczyc z przeciwnosciami kazdego rodzaju, w tym z chorobami, w tym takimi strasznymi, ktorych sama nazwa budzi dreszcz grozy. Przy czym ta walka jest dluga, zmudna i bolesna, trzeba miec poklady cierpliwosci, dyscypliny i samozaparcia, a to sa cechy dla mnie obce. U mnie juz natychmiast albo wcale. Choc moze sytuacja zmienia charakter i narowy, nie wiem, czy u mnie by zmienila.
Teraz, kiedy juz Twoje zdrowie jest na dobrej drodze, trzeba sie powoli skupiac na tym domku z ogrodkiem, takie okolicznosci z pewnoscia bardziej beda sprzyjac rekonwalescencji i zabawom z wnukami. Trzymam kciuki za spelnienie marzen, bo dobrze, ze je masz.
Drożdżowe z kruszonką różnie mi wychodzi:-) Czasem świetnie, czasem tak sobie, a czasem do niczego:-) Masz rację, że walka z trudnościami wymaga cierpliwości i samozaparcia, choć czasem życie uczy nas, że można być silnym w sposób, którego się nie spodziewaliśmy. Najbardziej martwi mnie to, że ten chłoniak nie jest w pełni uleczalny, ale dwuletnie leczenie podtrzymujące ma na maksa opóźnić jego nawrót. To marzenie o domu z ogródkiem daje siłę, właściwie to nim żyję... Dziękuję za trzymanie kciuków, to dużo dla mnie znaczy:-)
Usuńdziękuję ci za ten post.
OdpowiedzUsuńjesteś kolejną osobą w moim życiu, która tak podchodzi do tematu...w realnym życiu znałam tylko jedną tu jesteś druga. jest jeszcze Roxy.
trzymam mocno palce za was obie, mocno...
UsuńTo naprawdę poruszające i dodające otuchy. Dziękuję za to trzymanie palców, to naprawdę daje siłę. Ja trzymam je za Roxy.
UsuńKochana
OdpowiedzUsuńDużo zdrówka dla Was.
Dla mnie Jesteś Wielka!
Bardzo dziękuję, Morgano.
UsuńPozdrawiam serdecznie i również życzę Ci dużo zdrowia.
Oj ważny temat. Trzeba poruszać takie tematy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWażny i trudny. Dziękuję i pozdrawiam.
UsuńTak sobie myślę, że wszystko jest po coś. Żeby docenić życie. Żeby prawdziwie kochać. Żeby zobaczyć jaki piękny jest świat.
OdpowiedzUsuńŻeby zrozumieć że najważniejsze jest zdrowie. I prawdziwa miłość.
Dzielna z Ciebie Dziewczyna.
Przytulam Cię najserdeczniej.
Masz rację, wszystko, również-a może przede wszystkim-trudne chwile, uczą nas doceniać życie i miłość. Staram się pamiętać o tym każdego dnia. Twoje słowa są dla mnie wielkim wsparciem. Dziękuję i przytulam Cię mocno w myślach.
UsuńPodpisuję się pod słowami Stokrotki ❤️
UsuńDziękuję Wam dziewczyny:-)
UsuńPiękny, mądry, potrzebny tekst skłaniający do refleksji. Dużo spokojnego szczęścia i miłości - a także pełni zdrowia oczywiście!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za te słowa, naprawdę dodają mi otuchy. Życzę Ci spokoju i zdrowia. Miziaki dla Bąbla.
UsuńIch kann dich gut verstehen, ich habe selbst Krebs und muss damit leben. Solange ich noch leben darf. Ich bin inzwischen vier mal operiert worden. jedesmal mit der Hoffnung, es ist überstanden. Aber das war es nie. Ich habe Bestrahlungen und Chemo abgelehnt. Lieber ein kurzes, schönes Leben als ein langes Leben voller Qualen. Aber das ist eine Entscheidung, die jeder für sich treffen muss.
OdpowiedzUsuńDanke, dass du deine Geschichte geteilt hast.
UsuńIch bewundere deinen Mut und wie klar du solche schweren Entscheidungen triffst. Es muss ein schwieriger Weg sein, aber es ist schön zu sehen, dass du die wertvollen Momente jeden Tages genießen kannst.
Bei mir ist gerade Remission, und ich bekomme eine zweijährige Erhaltungstherapie mit Rituximab – ich weiß also, wie wichtig diese kleinen Momente von Ruhe und Freude sind.
To bardzo potrzebny post dla wszystkich, tych którzy już wiedzą i tych którzy boją się potencjalnej diagnozy , każdej, ale tej chyba najbardziej. Kiedy pojawił się udar a potem problemy z sercem byłam szczęśliwa że to nie to. Trzymaj się i bardzo dużo zdrówka życzę i optymizmu mimo wszystko. Tak trzymaj. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń
UsuńBardzo dziękuję za Twoje słowa. Staram się pamiętać, że każdy dzień niesie ze sobą coś dobrego. Życzę Ci dużo zdrowia, spokoju i drobnych radości każdego dnia. Pozdrawiam.
Pamiętaj o prawie przyciągania i o tym, że ono działa. :) Bardzo mnie poruszyło to co napisałaś.
OdpowiedzUsuńMam 39 lat, przez 17 lat z tych 39 chciałam umrzeć. Codziennie myślałam o samobójstwie, o śmierci, o umieraniu, wizualizowałam to, obsesyjnie myślałam o pójściu na tory czy nażarciu się leków - a w późniejszym okresie miałam różne neuroleptyki i jako osoba pełnoletnia bez problemu kupiłabym gdzie bądź mocny alkohol... W międzyczasie, od 12 roku życia, czytałam obsesyjnie książki o Auschwitz. Oswoiłam się ze śmiercią, co zryło mi głowę jeszcze zanim pojawiły się u mnie pierwsze objawy psychotyczne w wieku 16 lat.
Całe życie trzeźwa i czysta. Nie prosiłam o tę chorobę.
Nigdy nie dbałam o siebie, bo było mi wszystko jedno co się ze mną stanie. Ale akurat kiedy ginekolog znalazła mi guza na jajniku, coś zaczęło się u mnie zmieniać, bo na horyzoncie pojawił się ktoś, kto kilka lat później zmienił tę wegetację w życie. Guz okazał się nieszkodliwym potworniakiem.
Teraz żyję. Nie myślę obsesyjnie o śmierci, nie mam myśli samobójczych. W końcu myślę o życiu!
Lęk przed śmiertelnymi chorobami jest u mnie najgorszym ze wszystkich moich możliwych lęków. Terapeutka wyjaśniła mi, dlaczego tak jest. Chodzę co roku na kontrolę do ginekologa, chociaż wszelkie badania mnie przerażają. Staram się też zmienić mój tryb życia na zdrowszy...
Pozdrawiam i życzę Ci dużo zdrowia.
Dziękuję Ci za tak szczere wyznanie.
UsuńTo niezwykła siła, przejść przez ciemność i zacząć dostrzegać życie. To, że dziś dbasz o siebie, robisz badania mimo lęku i pielęgnujesz w sobie nadzieję, pokazuje, że nawet w najtrudniejszych chwilach można znaleźć w sobie światło.
U mnie też wszystko zaczęło się od wizyty u ginekologa. Poszłam, bo myślałam, że dolegliwości są związane z menopauzą (tak, to już ten wiek). Zmęczenie, osłabienie, nocne poty i tylko swędzenie skóry wydało mi się dziwne. W badaniu USG okazało się, że mam guza na lewym jajniku. Wylądowałam więc na ginekologii z podejrzeniem raka jajnika. Po usunięciu okazało się, że to pakiet węzłów chłonnych, jajnik był czysty, a po badaniu histopatologicznym okazało się, że to chłoniak. Gin powiedział, że z dwojga złego to lepiej… bo chłoniak ma lepsze rokowania. Potem trafiłam na hematologię i tak toczy się to dalej. Też nie lubię badań, jutro mam kontrolnego PET-a i strasznie się denerwuję. Jeszcze raz dziękuję. Trzymaj się i nie przestawaj wierzyć w każdy nowy dzień:-)
Ja już po rezonansie wiedziałam, że raczej nie ma się czego bać, ale odetchnęłam dopiero pół roku później, po wycięciu guza i badaniach. W sumie już po USG lekarka mówiła mi, że to wygląda jak zwykły potworniak i raczej nie ma się czego bać, no ale trzeba sprawdzić i usunąć.
UsuńNa pocieszenie powiem, że moja ciocia (siostra mamy) miała złośliwy nowotwór jajnika - była to jakaś powstała od urazu torbiel, która zezłośliwiała. Przeszła zabiegi, chemię itp., minęło już ponad 10 lat i jest zdrowa. :)
Ja niestety nie mogę mieć rezonansu ze względu na metalowe elementy w ciele, a inne badania, jak TK z kontrastem, od samego początku wskazywały na coś złośliwego i to się potwierdziło w histpacie.
UsuńDobrze słyszeć, że czasem wszystko kończy się dobrze, tak jak u Twojej cioci. To dodaje otuchy. Twojej cioci życzę zdrowia i... chyba mimo wszystko wolę "mojego" chłoniaka;-)
Piszesz mądrze, pięknie i odważnie.
OdpowiedzUsuńŻyczę pomyślności i siły.
Bardzo dziękuję. Wszystko się przyda.
UsuńI am also quiet and sensitive. You have an amazing talent for writing. I wish you good health, happiness and love. :)
OdpowiedzUsuńThank you so much.
UsuńYour kind words mean a lot for me.
Myślę, że najlepiej skupić się na tym, by codziennie, chociaż w maleńkim stopniu, uszczęśliwić samego siebie. A ponieważ wszyscy jesteśmy połączeni, oddziałujemy w sposób realny na nasze otoczenie. Czyli same pozytywy. 😉
OdpowiedzUsuńZgadzam się w pełni.
UsuńMałe codzienne radości naprawdę potrafią zmieniać nas i świat wokół nas.
Nawet nie wiesz jak bardzo wzruszyłam mnie tym postem! I jak bardzo otworzyłas oczy na to, co niby wiemy ale tak rzadko praktykujemy, doceniamy.
OdpowiedzUsuńA tego braku koncentracji w ogóle u Ciebie nie zauważam, Ty tak pięknie piszesz...Dużo sił Ci życzę, i dużo zdrowia i patrz dalej z nadzieją na przyszłość bo robisz to pięknie!
Bardzo Ci dziękuję za te słowa, wiele dla mnie znaczą.Cieszę się, że mogłam choć trochę otworzyć oczy na to, co mamy i co warto docenić. Twoje wsparcie dodaje mi sił i nadziei:-)
UsuńTrzymam kciuki, aby jutro wszystko było w porządku, aby nerwy były jak najmniejsze, choć trudno się nie denerwować. Przesyłam mnóstwo ciepłych myśli, niech ten piątek będzie dobrym dniem dla Ciebie.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za te myśli. Już po badaniu. Teraz pozostaje czekać na wynik w nadziei, że nic "nie zaświeci";-)
UsuńMyślałem o tym w ciągu dnia, mam nadzieję że będzie dobrze 👍 Niezmiennie życzę dużo dobrego i spokoju, słońca i przyjemnego weekendu.
UsuńDziękuję za każdą ciepłą myśl:-)
UsuńWzajemnie, udanego weekendu.
Witam Kochana💚
OdpowiedzUsuńprzytulam Cię całym sercem Anetko i życzę Ci ogrom zdrówka Kochana, jestem z Tobą całą sobą.. czytając Twój post bardzo się wzruszyłam.. to jest też jakby o mnie..
Rozumiem wszystko o czym tak szczerze i pięknie napisałaś, znam to z własnej autopsji.. być może pisałam już o tym, że 5 lat temu przeszłam operację serca (usunięcie guza 'śluzaka'), mam wszczepiony stymulator serca.. o innych schorzeniach nie będę pisała, bo to nic nie zmieni, a trzeba żyć i doceniać każdą chwilę.. życie od operacji jest już zupełnie inne.. ale cieszę się z życia i dziękuję za wszystko co mam.. mnie też czasem przejmuje na wskroś i wręcz paraliżuje potworny strach, ta niewiadoma.. lecz wiem życie jest Cudem i jestem wdzięczna za każdy dzień i chwile mi dane..
Anetko miej wewnętrzny spokój i wiarę, życzę Ci moc zdrówka i ogrom siły, dobrych dni i cudownych chwil.. przytulam mocno 🤗😘🍀🌞💖
Aniu🤗, dziękuję Ci za te wzruszające słowa. Twoja historia jest pełna odwagi i wdzięczności. I choć każda z nas ma swoje lęki i chwile strachu, to właśnie umiejętność dostrzegania cudów życia daje siłę i nadzieję. Cieszę się, że potrafisz cieszyć się każdą chwilą, mimo trudnych doświadczeń, tak właśnie trzeba żyć. Twoja obecność i ciepło w słowach dodają mi otuchy. Przytulam Cię mocno wirtualnie i przesyłam ogrom pozytywnej energii i siły. Niech każdy dzień przynosi Ci radość i spokój, a małe cuda życia niech będą zawsze przy Tobie, Kochana🥰🌹🫶😘✨️❤️
UsuńNie moge napisać wszystkiego tego, co chce...chyba z szoku i nerwów... Tak mi kurna przykro, a z drugiej strony podziwiam Ciebie tak mocno. Popatrz...tyle bólu, tyle stresu i jeszcze wiele innych emocji, a Ty walczysz, dajesz radość innym...Wielu zdrowych ludzi, tych, co mają niemal wszystko jad tylko roznosi, a Ty...Ty powodujesz, że innym serce się rozgrzewa. Zdrowia, tak mocno Ci życzę zdrowia i wierzę, że tak będzie. Wierzę szczerze, cieszę się, że nasze drogi się odnalazły. Cieszę się, że jesteś!!!!💞
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci z całego serca za te słowa. Sprawiają, że mimo wszystkich trudności uśmiecham się i wierzę, że warto dzielić się ciepłem i radością. Dodają mi siły i wiary. Też cieszę się ogromnie, że nasze drogi przecięły się w tym blogowym świecie:-) Fajnie, że jesteś🫶🫶🫶 Przytulam mocno 🥰
UsuńTyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono...jak mawiała Szymborska . Bardzo poruszył mnie Twój tekst... pewnie dlatego , że czytając miałam wrażenie jakby był także i o mnie. Rak nawet jeśli się wycofa to i tak będzie nam towarzyszył już do końca życia ukryty gdzieś tam z tyłu głowy. Chcę przez to powiedzieć, że po tym doświadczeniu już nigdy nie jest się tą samą osobą sprzed choroby. A co do gwarancji. Cóż, w życiu nie ma żadnych gwarancji na nic. Im szybciej przyswoimy sobie tę prawdę tym dla nas lepiej ... Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że podzieliłaś się swoją refleksją. Wiem, że Ty naprawdę mnie rozumiesz. Tak, rak zostawia ślady, jego cień wciąż nam towarzyszy. Gwarancji w życiu nie ma, ale możemy otworzyć serce na piękno i szukać światła nawet w trudnych chwilach.
UsuńMoja choroba niestety nie jest w pełni uleczalna i wiem, że przyjdzie mi ją zabrać do grobu.
Przytulam mocno.
Mnie też choroba zmieniła. Żaluję, że kiedyś nie doceniałam swojego zdrowia. Jak przypomnę sobie jakie błahostki wtedy urastały do miana problemów...
OdpowiedzUsuńTeraz mam większe problemy, ale paradoksalnie nauczyłam się chwytać chwilę i cieszyć się każdym dniem :)
Życzę zdrowia!
Choroba i inne trudne doświadczenia przewartościowują życie. A może raczej przywracają właściwe proporcje żebyśmy zrozumieli co jest naprawdę ważne, a czym nie warto zawracać sobie głowy i tracić czasu.
UsuńDziękuję:-) I wzajemnie kochana dużo zdrówka!
Jesteś wspaniałym Kimś, to się czuje nawet przez internet. Różne sytuacje jest nam dane napotykać na swojej drodze, które przewartościowują wszystko... Choroba to najtrudniejsza z nich. Czasem swoja, czasem czyjaś. Każda zmienia. Przytulam mocno ✌️
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo dziękuję Ci za te piękne i pełne wsparcia słowa🫶 Ściskam i życzę Ci dużo zdrowia😊
UsuńDoskonale rozumiem. To bardzo trudny temat. Mam chorego brata. Wiem jak niełatwy jest czas gdy oczekuje się na wynik.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo, dużo zdrowia, ściskam mocno i serdecznie pozdrawiam:)
Dziękuję. Życzę Twojemu bratu dużo zdrowia. Pozdrawiam cieplutko!
Usuń"Czy to mnie wspiera? czy to jest dla mnie dobre? czy po tym czuję się lepiej? czy to jest decyzja z miłości do siebie czy z lęku?". Zadajesz sobie super trafne pytania i wspaniale, że się kierujesz odpowiedziami na nie udzielanymi przez Twoją własną Intuicję (Wyższe Ja, Duszę czy jak tam nazwać). Nikt nie wie ile mu przeznaczone jest spędzić czasu na tej naszej niebieskiej kulce w tym wcieleniu. Najzdrowsza osoba wyjdzie z domu i już nie wróci, mówi się, że pasażerowie Titanica zdrowie mieli tylko szczęścia im zabrakło... Liczy się TERAZ, obecna chwila spędzana w jak najlepszy sposób. Przeszłość minęła, nie ma na nią wpływu, przyszłości jeszcze nie ma, przeżywamy tylko tę konkretną chwilę... Cudowności Anetko w każdej chwili życzę, Wam wspólnie razem ❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńAniu❤️ W pełni się zgadzam. Najważniejsze jest TERAZ. Każda decyzja podjęta z miłości do siebie, jest darem dla naszej duszy. Przeszłość już odeszła, przyszłość dopiero nadejdzie, a my możemy w pełni przeżyć tylko tę jedyną chwilę, która jest właśnie tu i teraz.
UsuńDziękuję kochana🙂 Życzę Wam wszystkim wszystkiego najpiękniejszego❤️❤️❤️
Przytulam skarbie ❤️❤️❤️
UsuńI ja Cię przytulam❤️❤️❤️
Usuń