Cztery razy Ziemia okrążyła Słońce odkąd powiedzieliśmy sobie 'tak'. Cztery lata, które rozwinęły się jak płatki- powoli, czule, w stronę światła. Nasza miłość rozkwitła pomimo burz i rozkołysała się miękko w codzienności. Każdy dzień był nicią. Raz złotą, raz cichą jak szept, z której powstała tkanina, otulająca nas ciepłem, bliskością, trwaniem.
Pamiętam ten piątek. Dzień, w którym lato tańczyło ze słońcem, a czas zwolnił, jakby chciał dać nam chwilę tylko dla nas. Ostatni ciepły wieczór sierpnia. Jak pocałunek zostawiony na skórze, jak obietnica, że to nie koniec, a dopiero początek. W ogrodzie, gdzie kwiaty szeptały do siebie cicho, a powietrze nasycone było słodyczą późnych malin i zapachem rozgrzanych liści, pod girlandami świateł zaczęliśmy pisać kolejny rozdział naszej opowieści.
Towarzyszyli nam najbliżsi. Ci, którzy znają naszą ciszę i śmiech, strażnicy wspomnień, świadkowie słów i ich braku... Były z nami ich spojrzenia- czułe, pełne zrozumienia i obecności.
I byliśmy my. Spleceni dłońmi i sercem, jak w pierwszym nieśmiałym 'tak', które z każdym rokiem rozbrzmiewa coraz pewniej i głębiej. A potem zapadł wieczór. Cichy i miękki jak jedwab. Słońce zgasło po jednym...drugim...trzecim westchnieniu ogrodu, a dzień zsunął się powoli z ramion wieczoru, zostawiając na skórze ciepły ślad. Została tylko cisza. Ta najpiękniejsza, bo wspólna. I spojrzenie. I dłonie splecione jak liście, które jeszcze przez chwilę chcą trzymać się drzewa nim nadejdzie nowy rozdział.
Tę rocznicę tworzą dwie harmonijnie brzmiące nuty. Jak dwa zaklęcia utkane z codzienności.
Kwiatowa- bo przeszliśmy razem przez wiele burz i przesileń. Przez promienie słońca i nieprzespane noce. Przez śmiech przy kuchennym stole i czułe spojrzenia w milczeniu, a nasza miłość zakwitała na nowo, jak ogród o poranku- barwna, wrażliwa, pełna życia. Rozkwitła nie tylko mimo wszystkiego, ale dzięki wszystkiemu.
Jedwabna- bo z każdym rokiem stawała się gładsza, dojrzalsza, cieplejsza; miękka jak koc, którym otulamy zmęczone ramiona, delikatna jak tkanina, która nie rani, a koi.
Przeszliśmy razem przez choroby i lęki. Byliśmy przy sobie gdy słowa nie wystarczały. Trwaliśmy, gdy świat wokół gubił kolory. I śmialiśmy się nawet wtedy, gdy łzy były blisko. Ale przeszliśmy też przez setki drobnych cudów, które niepostrzeżenie budują to, co najtrwalsze: wieczory z filmem przy blasku świec, poranki pachnące kawą, codzienne 'jestem', które potrafi więcej niż głośne 'kocham'...
Kocham w nim to, że zawsze mogę na niego liczyć. Że był przy mnie, kiedy strach odbierał mi oddech. Że tulił, gdy wszystko wokół się rozsypywało. Że jego milczenie bywało mądrzejsze niż tysiące słów...
A ja? Jestem dla niego. Tak po prostu. Na zawsze, bo w tym 'my' znalazłam wszystko, co prawdziwe.
Nie mamy pałacu ani służby. Mamy coś cenniejszego- bliskich i Puszka- strażnika wspomnień, które przyszły później, ale zapuściły korzenie w tym, co już trwało. Mamy kubki, które codziennie napełniają się aromatem poranków i ciepłem wieczorów. Mamy spojrzenia, które nie potrzebują słów i dłonie, które wiedzą kiedy wystarczy być. Mamy obecność, w której jedno serce słyszy drugie. Mamy siebie. Dwa życia splecione w jedno, które nie tylko trwa, ale rozkwita. Powoli, jak ogród po deszczu.
A to dopiero początek. Dopiero się rozkręcamy. Wiemy, że najpiękniejsze rozdziały wciąż się piszą. Każde 'dobranoc' i 'dzień dobry' to miękkie zaklęcia, które szepczą: Jesteśmy wciąż razem.
Marzymy o miejscu, które będzie schronieniem dla naszej miłości. O domu, w którym poranki smakują kawą i spokojem. Gdzie wieczory rozświetla światło girland i cisza, która już nie boli. O ogrodzie, w którym judaszowce będą szeptać do nas liśćmi, a powietrze będzie pachnieć latem nawet w środku zimy.
Bo to co najważniejsze już mamy. Reszta to tylko rama dla obrazu, który tworzymy każdego dnia.
Razem.
Tu jest dom. A w nim wy. I to wystarczy.
/Puszek🐾 /
Wypowiedziane szeptem, zapisane puszkiem...
*zdjęcia własne;
Macie to co najważniejsze, czyli siebie nawzajem i to jest prawdziwy cud. Niech to, co napisałaś, nigdy nie straci na aktualności, lecz z upływem czasu nabiera mocy niczym najszlachetniejsze wino, a Puszek niech będzie strażnikiem Waszego szczęścia!
OdpowiedzUsuńDziękujemy z całego serca za te piękne słowa. Tak, najważniejsze, że jesteśmy razem, a Puszek codziennie przypomina nam, jak wielkim darem jest wspólne szczęście. Niech i w Twoim życiu mnożą się takie małe i wielkie cuda.
UsuńPięknie napisane. Wszystkiego najlepszego!
OdpowiedzUsuńDziękujemy serdecznie.
UsuńNo i co tu dodać? Wszystko już masz :)
OdpowiedzUsuńOwszem. Poza tym, co najważniejsze- zdrowiem.
UsuńJuż cztery lata, dopiero cztery lata...
OdpowiedzUsuńKwiaty i jedwab... kolory i łagodna siła.
Życzę żeby rozkwitały.
I obyscie dotrwali w takiej milosci i zgodzie do diamentowych godow. Nam w tym roku stuknie 44, takie Mickiewiczowskie.
OdpowiedzUsuńPięknie! I chyba o to chodzi. W dodatku wierzę w każde słowo, bo sam doświadczam podobnych uczuć w kierunku mojej żony. Ale ponieważ życie nie jest aż takie słodkie, żeby dojść do tego momentu, potrzebowałem wcześniej zakończenia tych związków, które prowadziły mnie w kierunku innym, niż tego chciałem. Dopiero spotkanie kogoś, kto zmierza tam, gdzie ja, tak wiele odmieniło. Zamiast się siłować, w którym kierunku iść, my sobie wzajemnie dodajemy skrzydeł, bo mamy ten sam cel. Życzę Wam z całego serca, byście doświadczali tego uczucia codziennie i podziwiam to, co już osiągnęliście.
OdpowiedzUsuńNooo, pięknie, gratuluję!
OdpowiedzUsuńMoje "szczęście" skończyło się już po weselu. Nigdy nie mogłam na niego liczyć. Żył jak kawaler i nigdy nie było go przy mnie, kiedy strach odbierał mi oddech. Nie tulił, gdy wszystko wokół się rozsypywało. Jego milczenie zwiastowało gniew i łzy. Taka fajna para. 11 lat psychicznej udręki, zanim zebrałam się na odwagę i zaniosłam do sądu pozew rozwodowy. No ale dzisiaj jest Twoje (Wasze) święto, więc już nie truję o sobie, tylko pozostawiam gratulacje i życzenia szczęścia 💕💕