piątek, 28 listopada 2025

32. Opowieść o zwyczajnym poranku

 

   Dzisiaj świat wstał wcześniej, włożył biały, puchaty szlafrok i poszedł zrobić sobie kakao. Śnieg w listopadzie jest jak niespodzianka od wszechświata. Masz dużo na głowie? To na pocieszenie zrobi ci ładnie za oknem. 

   Lubię śnieg. Śnieg jest romantyczny, bajkowy i taki... instagramowy. Mróz to jego gburowaty kuzyn, który wbija igiełki w policzki i udaje, że robi to z sympatii. Toleruję go tylko z pozycji podkocykowej w towarzystwie gorącej i aromatycznej herbaty oraz Puszka obok. Bo w domu to inna bajka. Ciepło i przytulnie. Mogę cieszyć się widokiem zimy bez odmrażania sobie uszu.

    Znowu walczę z atrakcjami po kolejnym wlewie rytuksymabu. Te dolegliwości są jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiem, co mi się trafi i wciąż pojawiają się nowe smaki. Nudzi mnie to i wkurza jednocześnie więc dla odwrócenia uwagi pierwszy raz od dawna pomalowałam paznokcie. 

   Zamiast kawy był zakwas z buraków. Taki zdrowotny plot twist. Poranna rebelia w pełnej krasie. Biały poranek, śnieg za oknem, a ja sączyłam ten rubinowy eliksir jak wiedźma-zielarka. 

   Domowy zakwas to inny poziom smaku. Żywy, lekko musujący, mocno kwaśny. Zrobiłam go sama, więc jest dokładnie taki, jaki chciałam. Kupny może się schować. Siedzę na sofie, za oknem biel, w dłoniach filiżanka rubinowego napoju i jest w tym piękna spójność. Zima robi swoje, a ja swoje i dobrze mi z tym.

   W fotelu obok siedzi Mąż. Wygląda poważnie, czasem unosi brew i mruczy coś pod nosem, a jednocześnie stara się nie przegapić żadnej wiadomości. Skroluje zawzięcie w necie, a w TV leci jakieś polityczne show. Świat w jego oczach miesza się z obrazami z ekranu, a ja uśmiecham się do tego spokojnego, domowego poranka.

   Puszek siedzi na szafce, która w tej chwili jest jego tronem i obserwuje każdy nasz ruch, jakby wszystko w domu zależało od niego.

   I tak mija ten poranek. Biało i miękko, z intensywnie czerwonym zakwasem, polityką w tle i Puszkiem, który rządzi nie tylko salonem, ale całym domem.


Śnieg za oknem, spokój w domu,

a ja po prostu jestem.

/Puszek 🐾/


P.S. Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy zostawili komentarze pod poprzednią notką. Ze względu na wciąż silne emocje i złe samopoczucie nie dałam rady na nie odpisać. Zapewniam, że przeczytałam Wasze słowa i noszę je w sercu.


Wypowiedziane szeptem, zapisane puszkiem...

*zdjęcia własne;

6 komentarzy:

  1. Ja nienawidzę zimy! Nie znoszę czasu od października do kwietnia! Plucha, marazm, brak kolorów, krótkie dni i cholerna pogoda ze śniegiem i mrozem (daj Boże, żeby w tym roku ten śnieg był ostatnim i nie było też mrozu!!!)!!! Nie mogę nie wspomnieć o jednej z największych głupot w postaci czasu zimowego, który już dawno temu powinien wylądować na śmietniku historii!!! Uwielbiam: ciepło, wysoką temperaturę, słońce, turkusowe niebo, zielona trawę i drzewa, kwitnące kolorowo kwiaty i drzewa i oczywiście długie dni, krótkie, ciepłe noce!!!
    Pozdrawiam pięknie i przytulam do serca Puszka!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byle do wiosny. Na szczęście z każdym dniem jest do niej bliżej:-)
      Puszek dziękuje za tulaka.
      Pozdrawiamy cieplutko!

      Usuń
  2. Na Puszka zawsze patrzę z przyjemnością. Piękny kot!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja sie nie dziwie, ze oboje z Puszkiem lubicie snieg, przeciez Puszek jest taki sniezny. Ja moze lubilabym snieg, gdybym nie musiala jezdzic autem, ktore najpierw trzeba odgruzowac ze sniegu, oskrobac z mrozu, a potem modlic sie, zeby nie nie poslizgnelo. Wole wiec bezsniezne zimy w miescie, niech sobie popada w gorach, tam nigdy go za duzo.

    OdpowiedzUsuń
  4. to nasz dzisiejszy poranek dla odmiany odbył się później... srebrny Puszek zachowywał się nadzwyczaj grzecznie, cierpliwie obserwował poranne wzdrygnięcia, wreszcie uznał, że zaczyna się dziać coś konkretniejszego, więc potuptał do drzwi bez artykulacji paszczą, ograniczając się jedynie do spojrzenia jako wystarczającego komunikatu... długo zresztą nie zabawił na polu, ograniczając się jedynie do czynności sanitarnych, bo choć zbyt zimno nie było, to śnieg był mokry, zapewne niezbyt atrakcyjny...
    sok z kiszonych buraków, rzecz jasna domowy, nie sklepowy bywa u nas praktykowany bardzo chętnie, z powodów smakowo zdrowotnych, choć oczywiście taka poranna sesja wyklucza jakiekolwiek dalsze wyprawy do miasta, ów eliksir wymaga roztropnego zaplanowania sobie dnia, przynajmniej do wczesnego popołudnia, niemniej jednak kalkuluje się...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest jak okruszek zostawiony na ścieżce – prowadzi do spotkania. Napisz słowo, zdanie, myśl – miło mi będzie Cię tu "usłyszeć".