Gdy oglądałam "Babygirl" czasem chciałam zamknąć oczy i jednocześnie patrzeć głębiej. Bo ten film nie pozwala udawać, że czegoś się nie widzi.
To nie jest zwyczajny thriller erotyczny. To opowieść o kobiecie, która przestaje mieścić się w swojej roli i w oczekiwaniach świata. I o tym, co dzieje się, gdy bardzo czegoś pragniemy, ale nie potrafimy tego wyrazić. To film, który igra z tabu i nie daje prostych odpowiedzi.
Romy (Nicole Kidman) jest dojrzałą kobietą, pożądaną i zagubioną, silną i słabą jednocześnie czyli taką, jaką wiele z nas bywa. Ma wszystko. Męża, dzieci, szczytową pozycję zawodową. Jest precyzyjna i kontrolująca. Ale w środku czuje pustkę. Niezaspokojony głód, który nie dotyczy miłości czy przytulenia. To seksualne pragnienie, które wymaga konkretnych mechanizmów, żeby w ogóle mogło się uruchomić.
Kiedy w firmie pojawia się młody Samuel (Harris Dickinson) wszystko zaczyna się przesuwać. Granice, wartości, bezpieczeństwo. I coś się zaczyna, ale nie bajkowo. Bo Romy nie chce, żeby ją adorowano. Ona chce, żeby ktoś przejął nad nią władzę w sposób, który jest zrozumiały tylko dla tych, którzy znają smak uległości podszytej niebezpieczeństwem. Ona nie pragnie czułości czy zwykłej bliskości, tylko konkretnej formy dominacji.
Romy nie szuka miłości. Ona szuka bodźca, który rozbije skorupę. Dla niej seksualność to nie gra w bieliznę i świeczki, ale rytuał poddania, w którym na chwilę przestaje być twardą, kontrolującą CEO. Potrzebuje nie tyle ciała, co rytmu i języka siły. Tego, czego nie może znaleźć w tradycyjnych relacjach. To, co dzieje się między nią a Samuelem, to nie gra w dominację. To próba dotarcia do siebie przez kogoś innego, nawet jeśli cena jest wysoka. To próba zaspokojenia bardzo konkretnego głodu seksualnego.
Pragnienie kontrolowanej utraty kontroli.
Nicole Kidman stworzyła tu jedną z najlepszych i najodważniejszych ról w swojej karierze. Ona nie gra. Ona jest Romy. Skrajnie ludzka. Naga dosłownie i w przenośni. Odważna. Nie gra zmysłowości, ale jej cenę.
Halina Reijn reżyseruje odważnie z feministycznym zacięciem, ale bez jednoznacznych tez. Zostawia przestrzeń na niepokój i milczenie. Każdy kadr jest intymny. Kamera podgląda, ale nie ocenia. To, co u innych byłoby pornografią, tu staje się portretem kobiecej duszy uwięzionej w perfekcyjnie skrojonym garniturze.
"Babygirl" to film o seksualnej tożsamości kobiety po pięćdziesiątce. O pragnieniach, które wymykają się społecznym normom, nie dostosowują się do wieku, ani kulturowego 'nie powinno się', a które w Romy dojrzewały długo i głęboko. To właśnie sprawia, że film jest tak intymny, kontrowersyjny i prawdziwy. Dla jednych szokujące, a dla innych bolesne przypomnienie, że seksualność nie zna metryki, ani instrukcji.
Ten film zostawia ślad. Nie tylko przez to, co pokazuje, ale przez to, czego nie mówi wprost. Przez zawstydzenie, które czujemy, gdy rozpoznajemy w sobie podobne pragnienie.
A może właśnie to jest pytanie, które zadaje "Babygirl'? Czy kobieta ma prawo chcieć 'czegoś więcej', jeśli to 'więcej' wymyka się normom? Czy ma prawo do seksualnej odwagi, jeśli ma pięćdziesiąt lat, dzieci, sukcesy, dom? Czy ma prawo zaryzykować, żeby znowu poczuć?
Czy Romy zasługuje na potępienie? Czy Samuel naprawdę był tylko chłopcem w grze, czy może... rozgrywającym?
Film nie osądza.
Są pragnienia, które nie potrzebują zgody świata.
Potrzebują odwagi, by je nazwać.
/Puszek 🐾/
Puszkiem zapisane, lekko podane...
*zdjęcie: zwierciadlo.pl/kultura/filmy/546212,1,babygirl-recenzja-filmu-z-nicole-kidman.read

Thank you for sharing your thoughts about this.
OdpowiedzUsuńMy pleasure.
Usuńtemat ciekawy, jednocześnie trudny, bo ludzie bardzo chętnie ze spraw zasadniczych tworzą problem, więc film lub książkę o tej materyji dość łatwo jest sknocić, nie jest łatwo o takowe na rynku na jakimś sensownym poziomie... nazwisko odtwórczyni głównej roli brzmi zachęcająco, nie jest to aktorska amatorka, więc warto zaryzykować...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Owszem, temat śliski jak lód w styczniu, ale film trzyma klasę. Jest tu precyzja, emocjonalna uczciwość i zero zamiatania pod dywan. A Kidman nie gra, że „może się uda”, tylko „patrzcie, tak to się robi”.
UsuńFilm, który wymaga wytrawnego i dojrzałego widza. Dla osób młodych może być nie do zaakceptowania, kiedy wierzą tylko w to co widzą, czyli przedkładają młodość ponad wszystko. Dojrzałość i związane z nią potrzeby mogą w nich wzbudzać nawet niechęć bo nie wiedzą jak to ugryźć. Podjęty temat tabu, który jak każdy z tego rodzaju budzi kontrowersje, ale być może taki był zamiar.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Tak, film potrzebuje widza, który nie boi się zderzyć z niewygodnym tematem-tematem tabu. Tu nie wystarczy patrzeć, tu trzeba widzieć. Dlatego dobrze, że budzi kontrowersje. Przynajmniej coś w ludziach porusza, zamiast ich głaskać po głowie.
UsuńCieplutko pozdrawiam:-)
Intrygująca fabuła i niesamowita recenzja!
OdpowiedzUsuńPo takim opisie nie muszę już oglądać, a powodów do rozmyślań dajesz mnóstwo!
Podsumowanie Puszka jak zwykle celne!
Asiu, to samo pomyślałam.
Usuń@Jotka i @Ania
UsuńTo Wy dziewczyny rozmyślajcie o filmie;-), a tymczasem Puszek rozmyśla nad wydaniem książki;-)
Wow, ależ mnie zaciekawiłaś, zdradź trochę!
UsuńCoś tam mruczał o wydaniu swoich "złotych myśli";-)
Usuńhmm otóż po Oczach szeroko zamkniętych, nie wiem czy mnie kręcą takie filmy i pragnienia, rozumiem, że ktoś ma niezaspokojone róże strefy i brakuje mu do pełni szczęścia...ale czy mnie to interesuje? i z aktorką, ostatnio, po zmianie twarzy. mam kłopot, znaczy nie lubię, gdy twarz się nie rusza u aktorki. na występuję mimika.
OdpowiedzUsuńnie wiem, nie wiem. może .
Po „Oczach szeroko zamkniętych” można mieć dość takich klimatów. Ale tu sprawa wygląda inaczej. To nie jest historia o fantazjach dla samej prowokacji.
UsuńCzy Cię to interesuje? Może tak, może nie. Jeśli dasz mu szansę, nie będziesz się nudzić. Ten film nie głaszcze po głowie.
Też nie podoba mi się to, co Kidman zrobiła z twarzą, ale w takich rolach jest po prostu dobra. Nawet z twarzą jak maska;-)
ok zaufam ci kobieto i poświęcę czas :-)
Usuńjest dobra nawet bardzo, uwielbiałam ja zwłaszcza po Dogville. Godzinach. no i mule róż. i wielu innych wyzwaniach aktorskich.. Szkoda, że "piękno :-DD przeważyło.
Oki, biorę pełną odpowiedzialność;-) A jeśli Ci się nie spodoba, zawsze możesz udawać, że smakował Ci popcorn;-)
UsuńKażdy ma prawo do własnego odbierania świata, odkrywania samego siebie w najróżniejszy sposób, prawo do wolności, której granicą jest nierobienie innym krzywdy. Bez względu na wiek, płeć itd.
OdpowiedzUsuńPuszek jak zawsze ma rację 😻 Podrap go za uszkiem. Buziaki ❤️
Aniu, dokładnie tak to widzę. Każdy ma swoją drogę, swoje pytania, swoje odkrycia, i dopóki nie rani innych, ma prawo szukać siebie tam, gdzie coś w nim rezonuje.
UsuńA Puszek ma monopol na rację 😻
Pomiziałam go i mruczy jak silniczek.
Ściskam mocno ❤️
Jakbym za malo miala wlasnych traum, stresow i psychicznych problemow, ale niewykluczone, ze obejrze, choc w tym stanie ducha lepsze dla mnie beda glupie i przewidywalne komedie swiateczne.
OdpowiedzUsuńNo tak, kiedy człowiek dźwiga swoje to ciężkie kino jest ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje. Świąteczne komedie są wtedy jak kocyk dla duszy. Dbaj o siebie!
UsuńTwój tekst pozwala poczuć jego atmosferę i zrozumieć, jak subtelnie porusza kwestie kobiecej seksualności i tożsamości. Film wydaje się nie tylko odważny, ale i potrzebny, bo pokazuje, że seksualność nie zna wieku ani schematów, a człowiek ma prawo do swoich pragnień i odwagi w ich wyrażaniu.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Dokładnie o to mi chodziło.
UsuńCieszę się, że to tak odebrałeś.
Super recenzja, taka grupa kobiet też jest, każdy robi jak jemu dobrze, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDokładnie, każda z nas ma swoje granice, ważne, żeby robić to, co daje nam satysfakcję. Pozdrawiam ciepło.
UsuńHmmmm, nie mogę tu napisać co pomyślałem, ale mniejsza z tym. Rekomendujesz pójście do kina na ten film?
OdpowiedzUsuńTak, jeśli masz ochotę na subtelną i odważną opowieść.
UsuńPrzemyślę to, ale dziękuję!
UsuńChciałbym, żeby ktoś obejrzał ten film bo ciekawi mnie jak odczytałby tę historię...
UsuńChciałabym! Telefon zrobił ze mnie chłopaka:-)
UsuńCiekawa recenzja mobilizująca do zmierzenia się z tematem.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję:-)
UsuńTak opisałaś ten film, że mam ochotę go obejrzeć
OdpowiedzUsuńŻyczę przyjemnego oglądania:-)
UsuńPięknie napisałaś. Dzięki Tobie z przyjemnością obejrzałabym ten film.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Polecam i życzę miłego oglądania. Cieplutko pozdrawiam:-)
UsuńInteresujący motyw filmowo - literacki, ale w życiu dramat i cierpienie dla najbliższych.
OdpowiedzUsuńDramat i cierpienie dla każdej ze stron.
UsuńW sumie pomysł dotarcia do siebie przez własną seksualność jest dobry, jak każdy inny. Jakiś pierwszy krok w tej drodze trzeba zrobić. Zastanawia mnie tylko, czy jest to na tyle łatwy krok, by akurat od niego zaczynać. Myślę, że na początek wygodniej by było wybrać miejsce do pracy i życia, ludzi, którymi się otaczamy, hobby któremu się oddajemy.... Łatwiej by było zapytać "lubisz kawę?", niż "lubisz taką konfigurację seksualną.... (tu powinna się znaleźć fantazja seksualna).
OdpowiedzUsuńKażdy pierwszy krok w podróży do siebie jest wartościowy i nie musi od razu prowadzić przez najbardziej intymne zakamarki. Rozpoczęcie od prostych spraw jest jak wstępna rozgrzewka przed maratonem. Czasem naprawdę wystarczy po prostu zapytać czy lubisz kawę?, zanim zapytamy o bardziej śmiałe fantazje, bo małe rzeczy otwierają drzwi do wielkich odkryć. Tylko, że w przypadku bohaterki filmu, takie subtelności zupełnie nie działają...
UsuńAleż intrygująca fabuła! Mnie zachęciłas, poszukam tego tytułu. Usciski ♥️
OdpowiedzUsuńŻyczę więc przyjemnego oglądania 🙂 Ściskam🫶
UsuńNo ślicznie napisałaś, delikatnie. Widziałam fragmenty i wiem, że nie obejrzę. Temat seksualności tutaj prosty. Sama się zamknęła w gorsecie przekonań, sama musi się uwolnić. I walczy tak naprawdę sama ze sobą. Nie jest to nic nowego, wszak Twarze Greya o tym samym i stały się bestsellerem. O czymś to świadczy.
OdpowiedzUsuńKidmann nie dam rady już oglądać, zero emocji przez operacje. Nic jej się nie rusza, jest bardzo nieadekwatna, co mi psuje wszystko.
A szkoda, była dobrą, świetną aktorką.
I jest cudny film na Netflixie: Sny o pociagach, jeju....
Usuń„Greya” i „Babygirl” łączy tylko to, że występują w nich kobieta i mężczyzna.
UsuńCała reszta to zupełnie różne światy. "Grey" to fantazja opakowana w luksus,. Erotyk w wydaniu glam, pełen kontraktów, granic i czerwonych pokoi. To baśń dla dorosłych o mężczyźnie z fortuną, traumą i kontrolą w pakiecie, który spotyka nieśmiałą studentkę. A „Babygirl” to nie opowieść o seksualności w rozumieniu „Greya”. Tu nie ma glamouru ani fantazji o dominacji. To historia o samotności, zależności emocjonalnej, o poszukiwaniu czułości w miejscach, w których wcale nie powinno się jej szukać. „Grey” to fantazja o bogatym dominancie i jego wewnętrznym leczeniu się miłością. „Babygirl” to analiza toksycznej, niejednoznacznej, emocjonalnie rozciągającej więzi. Czasem dopiero całość pokazuje, o czym naprawdę jest historia.
P.S. Dziękuję za polecenie, ale nie mam Netflixa.
Każdy odbiera inaczej, to już wiem :) I to dobrze jest.
UsuńTo bardzo dobrze, bo to nas pięknie różni:-)
UsuńOho, zaczęciłaś mnie do obejrzenia. Dobrze wiedzieć, że życie nie kończy się po pięćdziesiątce :)
OdpowiedzUsuńDopiero się zaczyna! Coś o tym wiem:-) Życzę miłego oglądania.
Usuń