niedziela, 13 lipca 2025

6. Opowieść o Domowym Szepcie

 

  Zabiorę Was dzisiaj do kuchni, w której zamiast przepisów piszą się zaklęcia, a zwykły słoik może stać się kapsułą wspomnień. 

  Tak narodził się Domowy Szept. Z potrzeby serca, z ciszy i wspomnień, z zapachu lasu w lipcu. Nie nalewka lecz czar. Nie trunek lecz historia zamknięta w bursztynowej kropli. Domowy talizman. Eliksir dobroci i czułości.

  Trzydzieści orzechów włoskich, jeszcze zielonych, miękkich i nieśmiałych. Trzydzieści jak... trzydzieści dni na przemian słonecznych i pochmurnych. Jak trzydzieści życzeń i szeptów w letni wieczór. Orzechy, których wnętrze przypominało jeszcze mleczny sen podzieliłam na ćwiartki i wrzuciłam do słoja, a wraz z nimi garść intencji, odrobinę czaru oraz okruchy wspomnień o dzieciństwie, o babcinym kredensie, o spaniu na sianie, o tacie... I dorzuciłam do nich przyprawy- niby codzienne, a jednak magiczne:

-kilka goździków, jak drobne serca na patyczkach z myślą o czułości;

-kawałek cynamonu, pachnący ciepłem dłoni i wspomnieniem zimy, która przyjdzie;

-kilka ziaren ziela angielskiego jak maleńkie księżyce, które niosą spokój w środku nocy; 

-kawałek cytrynowej skórki dla jasności, która zawsze powraca, choćby zza najciemniejszej chmury;

  Zalałam wszystko tym, co łączy- spirytusem i wodą, duchem i łagodnością, siłą i miękkością. Proporcje nie były przypadkowe- miały spotkać się pośrodku, jak dwoje ludzi, którzy się odnaleźli.

  Zanim zamknęłam słój, pochyliłam się nad nim jak nad listem do siebie i szeptem wypowiedziałam zaklęcie:

w blasku słońca i cienia liści, 

niech ta nalewka duszę oczyści,

orzech zielony, cynamon z daleka,

niech dobro w sercu na zawsze czeka.

kropla cytryny na radość i świeżość,

goździk na miłość i myśli serdeczność,

niech z czasem dojrzewa, 

niech moc w niej się skrywa,

dla zdrowia, spokoju niech będzie prawdziwa.

  Słój został zapieczętowany niczym szkatułka z zaczarowanym światłem i odstawiony w cień. W miejsce, w którym dojrzewają sny i miękną wspomnienia.

  Czterdzieści dni-to nie czas, to rytuał ciszy i przejścia między tym, co było, a tym co ma nadejść. Tu nie trzeba wiele. Jedynie codziennego, czułego poruszenia. Delikatnego potrząśnięcia, jakbym budziła kogoś do życia. Słoik tańczy w dłoniach, a ja...myślę coś dobrego. Podaję w myślach herbatę komuś, kogo już nie ma. Uśmiecham się do siebie sprzed lat. Przytulam wspomnienie, które zbyt długo czekało za drzwiami... Słoik wszystko zapamięta.

  A po czterdziestu dniach, gdy przemówi już wszystkimi szeptami przyjdzie chwila oddzielenia. Przecedzę esencję przez gazę jakbym przelewała przez nią pamięć. Zostaną w niej dni i noce, myśli i życzenia, które dojrzewały w ciszy. Dodam miód. Nie według przepisu lecz według serca. Tyle, ile brakowało w ostatnich rozmowach, w spojrzeniach, w myślach zbyt surowych wobec siebie.

  I znowu czas oczekiwania. Nie kalendarzowy, tylko ten, który zna dusza. Bo nalewka uczy cierpliwości i pokory, że nie wszystko można mieć od razu. I uczy czułości, tej najważniejszej -do samej siebie.

  A gdy jesień zawiśnie na drzewach, pewnego wieczoru, w którym chłód wsunie się w kąty, liście zatańczą na wietrze, a deszcz spłynie po szybach... Może przy świecach, może przy opowieści, może przy starej piosence, a na pewno z mruczeniem Puszka u stóp, przyjdzie czas na Domowy Szept w kieliszku. 

  Kropla za tych, co byli. Kropla za tych, co są. I jedna za mnie.

  

Nie wszystko musi dziać się od razu.

Czasem najlepiej dojrzewa to, co zostawimy w spokoju.

/Puszek🐾 /

Wypowiedziane szeptem,

zapisane puszkiem...

wtorek, 8 lipca 2025

5. Opowieść o miłości zamkniętej na kłódkę

 

  Miasto oddychało słońcem, które rozlało się na dachy kamienic jak miód na świeżo upieczoną chałkę. W powietrzu unosiła się woń kurzu, rozgrzanego bruku i nadziei na lody bakaliowe. Szliśmy przed siebie bez pośpiechu, bez planu, bez mapy... Z sercami otwartymi i gotowymi na przeciąg niespodzianek.

  Kroki zaprowadziły nas nad Wisłę. Tam, gdzie woda niesie opowieści, a wiatr ma w sobie coś z poety. I właśnie tam, na tle błękitu i szumu rzeki spotkaliśmy...smoka. Nie ziejącego ogniem, nie ryczącego, nie groźnego, lecz... zamyślonego. Z wyrazem pyska jakby słuchał piosenek Edith Piaf i rozważał sens życia, a na barkach niósł coś więcej, niż własną historię.

  Smok Romantyk. Ugina się pod ciężarem kłódek- małych dowodów wiary w to, że miłość może trwać po wsze czasy. Każda z nich jest jak szept. Jedno "na zawsze" wypowiedziane z nadzieją, że tak właśnie będzie. Zakochani powierzyli je jego opiece, wierząc, że ich nie zdradzi, nie zapomni. Że będzie strażnikiem ich uczuć. I może dlatego wygląda jak postać z listu miłosnego, pisanego piórem maczanym w uczuciach na kremowym papierze, pachnącym różami i... niedopowiedzeniem? Z melancholią w spojrzeniu. Z brzuchem wspartym o ziemię i głową, która słyszy więcej niż mówi.

  Pochyliłam się by zrobić mu zdjęcie. I wtedy usłyszałam jego szept: "miłość to nie zianie ogniem. to ciche tkanie nici między sercem, a sercem". W tamtym momencie zawiązaliśmy pakt. On pozwoli mi usłyszeć to, co niewidoczne. A ja opowiem jego historię. Nie wielką epopeję, ale tę codzienną, pachnącą miastem, latem i miłością.

Miłość to nie tylko mruczenie na kolanach.

Czasem to też drapanie w drzwi.

/Puszek🐾 /

Wypowiedziane szeptem,

zapisane puszkiem...

czwartek, 3 lipca 2025

4. Opowieść o ataku papierowego potwora

 

Opowieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.

Puszek nie ucierpiał, przeciwnik nie przeżył.


  To był jeden z pierwszych dni Puszka w naszym domu. Jeszcze nie znał wszystkich kątów, zapachów i odgłosów. Jego białe łapki ostrożnie badały chłodne płytki, a cytrynowe oczy szeroko otwierały się na każdy zakamarek nowego królestwa. Nie wiedzieliśmy jeszcze, kim tak naprawdę jest ten koci maluch. Myśleliśmy o nim: puchata kula miłości. Tymczasem szybko okazało się, że zamieszkał z nami bezwzględny zabójca i oddany obrońca.

  Tamtego pamiętnego poranka wszystko wydawało się zwyczajne. Było cicho i spokojnie tak, jak to bywa między leniwymi krokami świątecznych dni, a pierwszym oddechem nowego roku. W mieszkaniu unosiła się atmosfera ciepła i bliskości, która wkradła się nawet do łazienki. Płytki błyszczały, ręczniki wisiały na swoim miejscu, nawet mydelniczka się uśmiechała, jak to miała w zwyczaju. A jednak...coś było nie tak.

  Nie wiem jak to się zaczęło. Być może papier toaletowy poruszył się pierwszy. Może wydał ten charakterystyczny szelest, który tylko kocie uszy potrafią usłyszeć. Puszek, młody i ciekawski natychmiast poszedł zbadać teren. Jedno spojrzenie. I drugie. Papier niemal bezgłośnie sunął w stronę podłogi z zamiarem opanowania całej przestrzeni. Najwyraźniej chciał owinąć Puszka w kokon, oplątać łapki i zaczaić się na ogon! Puszek był mały i nie do końca świadomy swojej wielkości. Był kotem, który dopiero uczył się świata ale już wiedział, że są rzeczy, którym nie wolno odpuszczać.

  Uderzył kilka razy ogonkiem o płytki i rzucił się na rozwijające się zagrożenie! Pazury w ruch. Uderzenie z prawej. Szarpnięcie z lewej. Skoki jak z filmu akcji. Salto i boksowanie tylnymi łapami. Zwinna turlanka w stronę drzwi i powrót żeby dokończyć mordu, zatapiając kły w przeciwniku. A w tle dramatyczna muzyka, która oczywiście brzmiała tylko w jego łebku ale uwierzcie, była epicka.

  Papier nie miał szans. Rozszarpany na strzępy, porozrzucany po kątach jak konfetti po krótkiej karierze łazienkowego zaborcy. Puszek zakończył walkę z zadyszką. Położył się pośrodku zniszczenia z miną mówiącą: "nie dziękujcie, w końcu od tego tu jestem" i z powagą wojownika...polizał łapkę. A potem...zasnął. Wśród białego pobojowiska, otulony chmurką własnego zwycięstwa.

  Nie wiemy czy wtedy Puszek poczuł się już całkiem u siebie. Ale po tej bitwie nie mieliśmy wątpliwości- łazienka należała do niego. I nikt nie odważył się z tym dyskutować.

Nie pytajcie, co się stało z papierem.

Zapytajcie, jak w ogóle odważył się zaatakować.

/Puszek 🐾/

Puszkiem pisane,

błyskotliwie podane